Znalezione nie kradzione

Finders_Keepers_cover_UK

Dla kogoś kto wychował się na amerykańskiej pulpowej literaturze lat 50-tych XX wieku zaproszenie do napisania powieści kryminalnej do serii Hard Case Crime musiało być nie lada frajdą. Kiedy redaktor serii, Charles Ardai, zaprosił najpopularniejszego na świecie autora grozy do napisania kryminału, niektórzy zastanawiali się, czy to nie zwykły skok na kasę mający promować serię. Ale czy rzeczywiście seria kryminałów potrzebowała reklamy? Przecież pisali do niej Donald E. Westlake, Lawerence Block, a w planach były już książki Michaela Crichtona, Harlana Ellisona, Roberta Blocha czy Eda McBaina. Z pewnością nazwisko Kinga zwróciło uwagę wielu nowych czytelników na książki w miękkiej oprawie ozdobione klasycznymi, roznegliżowanymi pięknościami...

"Colorado Kid" został przyjęty pozytywnie. Wielu myślało (miało nadzieję?), że to jednorazowy wyskok autora. Czytelnicy wychowani na horrorach Kinga lat 80-tych i 90-tych mogli mruczeć coś pod nosem, ale obyło się bez głośnej krytyki. W 2013 roku King ponownie zagościł w serii, w której ukazała się książka "Joyland". W tym przypadku zdania były bardziej podzielone. Z jednej strony padały zarzuty, że to nie rasowy kryminał bo występuje w nim wątek nadnaturalny, a z drugiej padały zdania pochwały za umiejętne połączenie gawędziarskiego stylu, zagadki i właśnie tego wątku nadnaturalnego. Ogólnie: Kingowi ponownie się upiekło.

W czerwcu 2014 roku do księgarni trafił "Pan Mercedes" - zapowiadany jako mocny kryminał wylądował na pierwszym miejscu list sprzedaży i tak nakręcił autora, że jeszcze przed wydaniem zapowiedział rozszerzenie pomysłu do trylogii. Niemal od razu zapowiedziano na rok 2015 publikację "Znalezione nie kradzione", bo okazało się, że książka jest już napisana. Na kilka tygodni przez premierą "Znalezione nie kradzione" Stephen King dostał nagrodę im. Edgara Allana Poe przyznawaną przez Stowarzyszenie Amerykańskich pisarzy kryminałów właśnie za "Pana Mercedesa". Mogło być bardzo pięknie, gdyby nie zakamuflowane zarzuty, że nagroda się nie należała, bo "Pan Mercedes" to powieść przeciętna. Autorzy tych opinii nie czytali jeszcze "Znalezione nie kradzione".

Kariera pisarska Kinga to spełnienie amerykańskiego snu. Od niedożywionego okularnika wychowywanego z przybranym bratem przez samotną matkę, pomieszkujących u członków rodzin w kilku stanach, aż do najbardziej poczytnego autora powieści grozy. Czy tak musiało być? Nie koniecznie, bo początkowo King nie pisał wyłącznie horrorów. Pierwsze książki które ukończył to "Rage" i "Wielki Marsz" które bez wątpienia do tego gatunku nie należą. Jest jeszcze "Sword in the Darkness" - nieopublikowana, niemal 500 stronicowa powieść rozgrywająca się wokół zamieszek w szkole wyższej. Wydanie "Carrie" było dla Kinga złapaniem oddechu i zapoczątkowało jego karierę, ale mało kto kojarzy, że drugą wydaną książką mógł być "Ostatni bastion Barta Dawesa", a nie "Miasteczko Salem". Podczas rozmowy na temat planów wydawniczych agent zapytał autora co chce wydać jako druga książkę, a ten odpowiedział, że ma dwie. " Ostatni bastion Barta Dawesa", który chciałby wydać ze względów osobistych i kolejny horror, tym razem o wampirach, zatytułowany "Second Coming". Bill Thompson, agent z którym wtedy rozmawiał początkujący pisarz, zauważył, że horror zapewne lepiej się sprzeda, ale ostatecznie zaszufladkuje autora jako pisarza horroru. King, któremu nagły przypływ pieniędzy wydawał się cudem stwierdził, że nie ma nic przeciwko temu. Do druku trafiło "Miasteczko Salem", a potem "Lśnienie" i "Bastion".

King dostał to o co się prosił. Stał się Amerykańskim Królem Horroru, America's Best-Loved Boogeyman - jak pisał o nim George Beahm, ikoną sukcesu i amerykańskiego snu. Ale nic nie jest tak kolorowe jakie się wydaje na pierwszy rzut oka. Czegoś musiało mu brakować i stąd liczne eksperymenty ze scenariuszami, sztukami teatralnymi, nowelami obyczajowymi, tzw. Powieściami kobiecymi, ebookami i self publishingiem. No i jego eksperyment z kryminałem. Podczas dłuższego pobytu w Wielkiej Brytanii chciał napisać powieść kryminalną o Lorcie Peterze Wimsey, ale projekt nigdy nie został ukończony. Z anglii wrócił z powieścią "Cujo" i telefonem do Petera Strauba, który został jego przyjacielem.

Znalezione nie kradzione rozpoczyna się w latach 70-tych od sceny włamania do domu pisarza John Rothstein, autora kultowej trylogii "Uciekinier" opowiadającej o młodym chłopaku, który buntuje przeciwko amerykańskiemu systemowi wartości lat 50-tych. Trójka włamywaczy terroryzuje pisarza, który przez niemal 16 lat stronił od publiczności, a co gorsza - pisał wyłącznie dla siebie i swojej przyjemności. Dwójka włamywaczy kieruje się jedynie chęcią zdobycia kasy, ale trzeci, Morris Bellamy, ma inny cel. Chce dowiedzieć, się czemu Rothstein, który stworzył jego idola, Jimmy'ego Golda, tytułowego "Uciekiniera" zniszczył go potem w "Uciekinier staje do walki" i "Uciekinier zwalnia". Chce dowiedzieć się, co kierowało samolubnym pisarzem bezczeszczącym ikonę buntu przeciwko zepsutemu systemowi, a kiedy nie otrzymuje odpowiedzi na jaką liczył - morduje pisarza i rabuje sejf w którym ukryta była ponad setka notesów z niepublikowaną twórczością pisarza.

Finders Keepers - ilustracja Jae Lee dla magazynu Enterntainment Weekly

Sen Bellamy'ego, prawdziwego psychofana Johna Rothsteina, spełnił się. Stał się jedynym posiadaczem nieopublikowanych powieści autora, który zmienił jego życie - a co najważniejsze - 2 nowych powieści o Jimmy Goldzie. W akcie zacierania śladów morduje dwóch swoich wspólników, zakopuje skarb w pobliżu swojego domu i postanawia się zabawić - a bawi się ostro, za co ląduje we więzieniu, a co najbardziej go bawi, to fakt, że jego najmroczniejsza zbrodnia nie została odkryta.

Jeszcze w latach 80-tych King często bywał na konwentach, spotykał się z fanami. Potem uderzyła fala sławy i nie mógł już czerpać przyjemności z obcowania w towarzystwie pisarzy i "zwykłych" ludzi. Za każdym razem był oblegany fanami błagającymi o autografy i zdjęcia. Sam przyczynił się do popularności pozwalając na publikację coraz to nowych wydań limitowanych, kolekcjonerskich książek w ekstremalnie małych nakładach, które tylko nakręcały koniunkturę na jego twórczość, pamiątki i autografy. Pewnego razu, gdy stanął przed nim fan i wyjmując ze sterylnej torby foliowej książkę do podpisu powiedział: "To mój największy skarb". King odpowiedział mu: "Przecież to tylko zwykła książka!". Ale książkę podpisał.

Ze swoimi fanami King rozprawił się w książce "Misery", gdzie antagonistka więzi i terroryzuje swojego ulubionego pisarza. Relacjom Kinga z fanami nie pomogły liczne przypadki wtargnięć i włamań do posiadłości Kingów. Powszechnie znana jest historia z 1991 roku, kiedy to Tabitha King schodzi rano do kuchni i tam zastaje włamywacza, który twierdził, ze King ukradł mu właśnie "Misery". Nie był to odosobniony przypadek - ostatni incydent z wtargnięciem miał miejsce w październiku 2013 roku. Jednocześnie King stara się jak może utrzymywać kontakt ze swoimi zwykłymi czytelnikami, do których zwraca się często stosując określenie "wierny czytelnik".

Mija czas, Amerykę dotyka kryzys gospodarczy. Na skutek problemów finansowych w byłym domu Bellamy'ego zamieszkuje rodzina Saubersów. Jest wczesny ranek 10 kwietnia 2009. Zdesperowany ojciec rodziny decyduje się na odwiedzenie targów pracy w City Center, a za kierownicą skradzionego samochodu siada Pan Mercedes.

Finders_Keepers_cover_UKRodzina Saubersów przechodzi głęboki kryzys - problemy finansowe, problemy zdrowotne ojca, który został przejechany przez Pana Mercedesa, powoli kształtują młodego Petera Saubersa, który niedaleko domu odkrywa skarb: kufer z kopertami wypełnionymi ponad 20 tysiącami dolarów oraz 150 zapisanym notesami. Pieniądze postanawia wykorzystać, aby anonimowo pomóc rodzinie. Rodzice są zbyt zdesperowani aby zadawać pytania... Jednak prawdziwym skarbem są notesy - nieopublikowana twórczość Rothsteina, której ogromnym fanem staje się Peter Saubers. Ale nie takim jak Morris Bellamy, a to dlatego, że Peter miał szansę zapoznać się z dalszymi losami Jimmy'ego i być świadkiem jego odrodzenia. Po czterech latach kończą się znalezione pieniądze (ale to nie szkodzi bo rodzina powoli wychodzi na prostą), ale większym problemem dla rodziny będzie warunkowe zwolnienie Morrisa, który przez 35 lat żył tylko dzięki pragnieniu przeczytania notesów Rothsteina.

W tym miejscu kończy się ta lepsza część książki.

W "Znalezione nie kradzione" King zadaje pytanie: Co jest winien autor swoim fanom? Morris Bellamy twierdzi, że Rothstein zniszczył Jimmy'ego Golda i z tego powodu morduje pisarza. Peter Saubers z kolei wielbi całokształt twórczości Rothsteina. Jest jednak między nimi różnica - Peter poznał dalsze losy Golda, ale przecież odpowiedź na to pytanie nie jest prosta.

Czy autor jest winien swoim fanom bezgraniczne oddanie? Czy takim aktem było przywrócenie do życia Sherlocka Holmesa przez Arthura Conan Doyle'a, który ugiął się pod presją czytelników?

A może to fani są winni cześć i uwielbienie swoim ulubionym pisarzom? A może pisząc tę książkę Stephen King chciał przetestować swoich fanów i sprawdzić do jakiego stopnia jego sukces, ich uwielbienie da się nagiąć?

Celowo dość dokładnie przedstawiłem zarys początku książki (pierwsze 150 stron), który jest całkiem dobry i wciągający. King w swoim najlepszym stylu przedstawia historię Morrisa, Petera i wiąże ją z tragedią w City Center. Dopiero w momencie kiedy dochodzimy do właściwej części fabuły zauważmy różnicę. Wprowadzenie na scenę trójki bohaterów "Pana Mercedesa" wraz z nagłym przyspieszeniem tempa akcji może przyprawić o szok anafilaktyczny. Dodatkowo, to jak Peter Saubers trafia do Billa Hodgesa i ich starcie z Morrisem Bellamy to z pewnością nie kryminał, może thiller. Mimo wszystko to niezwykle prosta historia, jak przejście z punktu A do punktu B, a konsekwencje są tak proste do przewidzenia, że aż chce się krzyczeć w kierunku kart książki, aby bohater nie szedł dalej bo przecież... wpadnie w sidła, które są tak widoczne, są przecież wielkie jak Mercedes.

Finders_Keepers_cover_UKTa prostota nie jest zła sama w sobie. To kolejna łatwa lektura, po której można by przejść do porządku dziennego i zapomnieć po kilku dniach. Gdybym nie miał w pamięci początku książki może nie zwróciłbym na to uwagi. Nie chodzi o to, że wiemy jak to wszystko się skończy, ale to jak do tego dochodzi. Największym problemem jest nagminne poddawanie fabuły wygodnym przypadkom. Ktoś wpada na pomysł, ktoś kogoś akurat zna, a ktoś inny akurat odwraca wzrok, a przypadek, który zdecydował o miejscu ostatecznego starcia jest tak niewiarygodny jak jest wygodny. Jak pisałem - nie chodzi o to, że wiemy jak to się skończy. Problemem jest to, że bohaterowie działają jakby to też wiedzieli, albo... jakby im na tym nie zależało.

Różnica jakościowa pomiędzy długim wstępem, a właściwa fabułą jest tak duża, że zauważy ją każdy. Może to dlatego, że akcja bardzo przyspiesza? Może to dlatego, że wraz z aktualnymi zdarzeniami następuje zmiana narracji? A może to po prostu dlatego, że książka została napisana za szybko, a bohaterowie "Pana Mercedesa" zostali wprowadzeni na siłę?

Każde z powyższych jest możliwe i nie zmieni faktu, że efekt końcowy jest niesatysfakcjonujący i z ciężkim sercem piszę, że obraża "wiernego czytelnika".

Jest jednak nadzieja. Pod sam koniec, "Znalezione nie kradzione" daje płomyk nadziei, tak nikły jak reakcje Brady'ego Hartsfield'a po jego wybudzeniu się ze śpiączki. Pamiętajmy, że konsekwencją małego płomyka może być wielki pożar, a w takiej sytuacji nikt nie będzie już pamiętał co było podpałką.

W przyszłym roku przeczytamy zwieńczenie trylogii zwanej "Trylogią Billa Hodges'a" - "The Suicide Prince".

Zapowiedzi

2019-09-26

"Creepshow"

2019-10-04

"W wysokiej trawie"

2019-10-23

"Castle Rock"

2019-11-08

"Doctor Sleep"

Social Media
STRONA NA SKRÓTY: